środa, 14 listopada 2007
czwartek, 9 sierpnia 2007
Kilka słów na koniec
Mówiąc szczerze, poznałem Japonię taką jaką sobie właśnie wyobrażałem. Nie musiałem weryfikować żadnych swoich poglądów. Co więcej - w wielu kwestiach tylko utwierdziłem się w swoich przekonaniach. Czy poznałem japońską kulturę dogłębnie? Byłoby głupstwem udzielenie pozytywnej odpowiedzi. Co najwyżej jej zasmakowałem. I do tego tylko tak powierzchownie. Nie da się jej dokładniej poznać w przeciągu siedmiu tygodni - do tego potrzeba lat (jeżeli nie całego swojego życia ;P ). Jedno jest pewne - mieszkańcy Wysp Japońskich nie tylko różnią się wyglądem, ale także sposobem życia, mentalnością, wyznawanym wartościom i milionem innych drobiazgów, których na początku się nie dostrzega. Czy chciałbym tu jeszcze kiedyś przyjechać? Oczywiście - i to nie raz, a kilka razy. Jest jeszcze tyle miejsc, które chciałbym tu zobaczyć. A czy chciałbym tu zamieszkać na stałe? Nie. Zbyt duża różnica kulturowa nie pozwoliłaby mi tu spokojnie żyć.
Na zakończenie postanowiłem sporządzić krótką listę tego, czego będzie mi brakowało w Polsce oraz tego za czym nie będę tęsknił ;)
Będę tęsknił za:
- punktualnością transportu publicznego;
- uprzejmością wszystkich ludzi;
- poczuciem bezpieczeństwa idąc ulicą o 3 nad ranem;
- smakiem japońskich napojów (tu nawet pepsi czy coca-cola ma inny smak ;) );
- obecnością klimatyzacji w każdym pomieszczeniu, kiedy na zewnątrz jest ukrop;
- wszystkimi ludźmi, których poznałem na tym kursie.
Nie będę tęsknił za:
- porą deszczową i dużą wilgotnością;
- brakiem normalnego pieczywa;
- cykadami;
- wczesnym wstawaniem na zajęcia;
- sporą ilością nauki ;P
Napisał Unknown at 11:56 3 komentarzy
środa, 8 sierpnia 2007
Ostatnie godziny w Nipponie
Wczorajszy wieczór upłynął pod znakiem pożegnalnej imprezki. Wraz z całą ekipą z USA oraz japońskimi rezydentami udaliśmy się do jednej z okolicznych knajpek, gdzie za kwotę 2,500 jenów od łebka przez dwie godziny mogliśmy pić i jeść tyle ile tylko daliśmy radę ;) Tak więc czas zleciał nam na wspólnych pogawędkach, żartach i wygłupach. Mówiąc krótko - było bardzo fajnie. Szkoda tylko, że już nie powtórzą się takie imprezy... Po powrocie siedzieliśmy jeszcze przez kilka godzin w akademiku i rozmawialiśmy o różnych sprawach.
Dzisiejszy dzień zaś to ostatnie zajęcia, na których sprawdzaliśmy nasze wczorajsze końcowe testy (nie poszedł mi tak źle ;) ), odsypianie nieprzespanej nocy oraz wieczorny wypad do sushidajni, gdzie talerzyki z potrawami ściąga się z ruchomej taśmy. Oprócz samego sushi można było zjeść zarówno świeże owoce (ananas i melon) jak i pyszne ciasta (głównie sernik i ciasto czekoladowe). Po nieco ponad godzinie wszyscy wyszli maksymalnie najedzeni. Ja zjadłem w sumie 10 potraw. O dziwo - wszystkie, co do jednej, bardzo mi smakowały ;)
Napisał Unknown at 19:54 0 komentarzy
środa, 1 sierpnia 2007
Dwie ostatnie wycieczki
W zeszłą środę udaliśmy się większą grupą (coś kolo 25 osób) na wycieczkę do browaru Suntory. Oczywiście do samych hal fabrycznych nas nie wpuszczono ;P Zamiast tego miła pani w błękitnym mundurku oprowadzała nas po pokazowym budynku, gdzie mogliśmy zapoznać się procesem produkcji piwa (film) oraz obejrzeć urządzenia, w których się je wytwarza.
Pomimo iż pani przewodniczka szczebiotała po japońsku mniej więcej rozumiałem co do mnie mówi ;) Co ciekawe, w jej wypowiedziach bardzo często padała nazwa ich najnowszego piwa, które ponoć jest najlepsze jakie dotychczas mieli okazję sprzedawać. Jak widać - reklamę wcisną wszędzie ;P Na szczęście nie musieliśmy wierzyć pani na słowo, gdyż na koniec wycieczki zaproszono nas na degustację piwa. I to chyba była najlepsza część tej wycieczki - darmowe piwko bez ograniczeń ;) Szkoda tylko, że nie rozdawali tego w puszkach - załapałbym się wtedy na więcej ;PW poniedziałek zaś udaliśmy się do straży pożarnej. Tak jak i przy pierwszej wycieczce - trafiliśmy na pokazowe piętro. Tym razem oprowadzał nas strażak ;) Zwiedzanie zaczęło się od pokazania filmu w 3D, o tym jak w roku 200X w Tokio uderza spore trzęsienie ziemi. Oczywiście film miał wybitnie edukacyjny cel - pokazano jak należy się zachowywać podczas takiego kataklizmu i jakich błędów nie można popełniać. Pomimo iż film był jakoś z początku lat '80 to oglądało się go przyjemnie - głównie za sprawą wspomnianego już trójwymiaru ;) Po seansie przyszła kolej na przejście szkolenia z poprawnego używania gaśnicy. Mieliśmy nawet możliwość użycia prawdziwych gaśnic by zgasić wirtualny ogień. Następnym punktem programu była wizyta w symulatorze trzęsienia ziemi. Każdy z nas mógł doświadczyć jakie to jest uczucie podczas dużego trzęsienia.
Ostatnim punktem programu było wyjście z zadymionego korytarza. Mówiąc krótko - ta wycieczka była naprawdę wspaniałą zabawą.

Napisał Unknown at 15:40 2 komentarzy
niedziela, 29 lipca 2007
poniedziałek, 23 lipca 2007
Wycieczka na Enoshimę i do Kamakury
Kiedy w końcu dotarliśmy do stacji Enoshima zaczęło się wielkie zwiedzanie. Nareszcie dane mi było zobaczyć ocean ;) Sama wysepka, mimo iż dość mała, posiada wiele wspaniałych budowli - począwszy od czerwonych bram tori, poprzez świątynie i posągi, a kończąc na latarni morskiej, z której rozpościera się wspaniały widok na okolicę. I gdyby nie to, że dzień był pochmurny, to dane mi byłoby zobaczyć najsłynniejszą górę Japonii - górę Fuji. Niestety, po raz kolejny musiałem obejść się smakiem. Ciekawe czy dane mi będzie ją zobaczyć jeszcze przed wylotem... Mimo, iż było pochmurno, to t
W końcu dotarliśmy do Kamakury. Jednak z tego względu, że byliśmy już bardzo zmęczeni, postanowiliśmy odwiedzić tylko jedną świątynie - Tsurugaoka Hachimangu. I po raz kolejny mogliśmy napawać oczy wspaniałymi budowlami japońskimi. Szkoda tylko, że było pochmurno, bo zapewne byłoby tam jeszcze piękniej gdyby świeciło słońce. Ale i tak nie mieliśmy co narzekać - przynajmniej nie padało (a od samego rana zapowiadało się na to). Kiedy obeszliśmy cały kompleks udaliśmy się na stację by wrócić do akademika. Cała nasza grupa była maksymalnie zmęczona. Japończykom zdarzyło się nawet przysnąć w pociągu (jak to mają zwykle w zwyczaju ;) ). Ostatecznie w okolicach godziny 20:00 przekroczyliśmy próg naszego miejsca zamieszkania. Jeszcze tylko rozmowa z Ukochaną, szybki prysznic i upragnione łóżko. O tym jak bardzo byłem zmęczony niech świadczy fakt, że spałem ponad 11 godzin ;)
P.S. Więcej zdjęć z sobotniej wyprawy znajdziecie w albumie.
Napisał Unknown at 15:06 1 komentarzy
wtorek, 17 lipca 2007
W telegraficznym skrócie
Z innej beczki - mam to parszywe szczęście, że się tu rozchorowałem. Miałem dzisiaj wizytę u japońskiego lekarza, który orzekł że to tylko lekkie przeziębienie. Wręczył mi garść białych tabletek i kazał wypoczywać oraz nigdzie nie wychodzić. Tak więc przynajmniej jeden dzień zajęć mam z głowy. Mam tylko nadzieję, że szybko wrócę do zdrowia, bo podczas choroby zawsze kiepsko się czuję...
Napisał Unknown at 20:32 2 komentarzy
sobota, 14 lipca 2007
Wizyta w szkole
tendencyjne - ile mam lat, co studiuję, jakie lubię filmy/muzykę, co mi się podoba w Japonii, itp. Na przyszłość muszę chyba nagrać odpowiedzi na te pytania i po prostu odtwarzać je zainteresowanym ;) Po chwili na stole wylądowały słodkie przekąski oraz zielona herbata. Mówiąc szczerze, to po dziś dzień tego nie lubię. No ale cóż zrobić - aby nie urazić moich gospodarzy wypiłem trzy kubki ;) Po kilkunastu minutach zostaliśmy zaproszeni do sali obok, gdzie uczennice dały nam wspaniały koncert na koto. Muszę przyznać, że bardzo mi się podobała ta muzyka. Bo o ile muzyka wydobywająca się z pojedynczego instrumentu jakoś do mnie nie przemawia, to koncert na 5 czy 6 koto jest czymś naprawdę fajnym. Po prawie półgodzinnym występie powróciliśmy do sali, gdzie mieliśmy zaprezentować zgromadzonej gawiedzi nasz język ojczysty. Chodziło o nauczenie ich kilku podstawowych słów jak "dzień dobry" czy "do widzenia". Muszę przyznać, że nawet nieźle im szła wymowa polskich słów ;) Pod koniec imprezki przyszedł czas na robienie wspólnych fotek. Oczywiście nie mogło się obejść bez małej sesji zdjęciowej z białym gaijinem ;P
Nie wiem czy wiecie, ale do Japonii zbliża się tajfun. A raczej już tu jest, gdyż uderzył już w Okinawę. Do mojego miejsca zamieszkania ma trafić w niedzielę w nocy lub w poniedziałek. Jednak do tego czasu zapewne bardzo osłabnie. Choć już teraz można zauważyć fakt, że "coś" się zbliża - od samego rana solidnie pada. I to nie jest jakaś tam mżawka, ale porządny deszcz. Mam nadzieję, że jakoś źle nie będzie przez te dwa najbliższe dni.
Napisał Unknown at 14:43 2 komentarzy
wtorek, 10 lipca 2007
Muzeum Ghibli
Wczorajsze popołudnie to wizyta w Muzeum Ghibli, czyli chyba najbardziej znanego japońskiego studia tworzącego wspaniałe filmy animowane dla całej rodziny. Zanim jednak dotarliśmy na miejsce czekała nas prawie godzinna podróż pociągiem. Ale warto było. W każdym pomieszczeniu czuć magię, czuć to rodzinne ciepło które towarzyszy każdemu filmowi Miyazakiego. To naprawdę niesamowite uczucie, kiedy ogląda się ręcznie malowane tła (!), które zostały wykorzystane w takich anime jak Mononoke Hime czy Tonari no Totoro. Po prostu coś wspaniałego... Spędziłem tam ze 3 godziny zwiedzając każdą ekspozycję, przyglądając się każdemu najmniejszemu szczegółowi. Jedyny minus - zakaz robienia zdjęć. Naprawdę żałuję, że nie mogę Wam tego wszystkiego pokazać...
Pomimo prostej fabuły, bardzo miło oglądało się tą animkę. Po raz kolejny czuło się magię i ciepło... Coś niesamowitego...Oczywiście nie mogłem wyjść z tego muzeum z pustymi rękoma. W sklepiku na drugim piętrze zakupiłem sobie pluszowego Totora (a jak!). W końcu jakąś pamiątkę muszę stamtąd mieć, nie? ;)
Napisał Unknown at 17:44 1 komentarzy
poniedziałek, 9 lipca 2007
niedziela, 8 lipca 2007
Weekend u japońskiej rodzinki
japońskich placówek dyplomatycznych. Od samego początku bardzo dobrze się u nich czułem. Pierwszy wieczór, czyli piątek, był iście polski - lekko zakrapiane małe przyjęcie ;P Bardzo zasmakował im miód pitny, który przywiozłem im w ramach prezentu. Później przyszła kolej na żubróweczkę z sokiem jabłkowym, którym uraczyli mnie sami gospodarze (co potwierdza fakt, że żubrówka jest tu bardzo popularna ;) ). I tak siedzieliśmy do wpół do drugiej rozmawiając głównie po japońsku wraz z angielskimi jak i troszkę polskimi wstawkami. W ten sposób moi gospodarze nieco odświeżyli sobie język polski ;)
wspaniała budowla. Warto nadmienić, że przed samą świątynią poczułem się jakbym był na polskim odpuście - mnóstwo straganów zarówno z pięknymi rzeczami (wachlarze, kimona, katany), jedzeniem oraz wszelkiej maści bublami (np. gadgety z Hello Kitty!). Po obejrzeniu wszystkiego i wrzuceniu dwóch monet 10 jenowych (na podwójne szczęście) ruszyliśmy w dalszą drogę. Dotarliśmy do przystani rzecznej, skąd popłynęliśmy rzeką Sumida do bardzo ładnych ogrodów (a raczej parku) Hama-rikyu. Ciekawie wyglądały piękne zielone drzewa z rozłożystymi koronami na tle wysokich wieżowców i drapaczy chmur. Kiedy przeszliśmy przez cały park udaliśmy się w stronę Tokyo Tower jedząc po drodze obiadek w restauracji. Po posiłku kontynuowaliśmy naszą wędrówkę zachaczając o pobliską świątynię. W końcu dotarliśmy na miejsce - budowli, będącej japońskim odpowiednikiem wieży Eiffel'a, mająca 333 metry wysokości.
Po odstaniu swojego w kolejce (ok. 20 min) wsiedliśmy do windy, która wyniosła nas na 150 m na oszklony taras widokowy. Stamtąd mogliśmy spokojnie popodziwiać bezkresne Tokyo. Niestety, na skutek nienajlepszej widoczności nie udało mi się dojrzeć góry Fuji (a szkoda...). Po kolejnym odstaniu w kolejce do windy jadącej w dół, udaliśmy się do stacji metra. Po drodze, zupełnie przypadkowo, natknąłem się na budynek, o którym pisze Bruczkowski w swojej najnowszej książce Zagubieni w Tokio - budynek Tokijskiej Loży Masońskiej. Nie sądziłem, że natknę się na tą budowlę ;) Ostatecznie, po krótkiej podróży metrem dotarliśmy do ostatniej atrakcji tego dnia - dzielnicy Akihabara, która sławna jest z licznych sklepów z elektroniką oraz... knajpek z kelnerkami przebranymi za pokojówki ;) Po zapoznaniu się z zawartością kilku sklepów i utwierdzeniu się w przekonaniu, że elektronika jest w wielu przypadkach tańsza niż w Polsce, ruszyliśmy w drogę powrotną. Po dotarciu do domu zjedliśmy ciepłą kolację i poszliśmy spać. Może jeszcze tylko wspomnę, że w końcu miałem przyjemność zakosztować kąpieli w stylu japońskim. Na czym to polega? Najpierw pod prysznicem zmywa się z siebie cały brud, a potem wskakuje do bali z gorącą wodą w celu pełnego zrelaksowania. Mówię wam - nie ma nic lepszego niż takie moczenie się w cieplutkiej wodzie po tak męczącym dniu... ;) Jak tylko trafiłem do łóżka to momentalnie zasnąłem.Dzisiejszy dzień zaś był dniem odpoczynku. Miałem okazję pooglądać sobie japońską telewizję z ich śmiesznymi (a czasem i głupimi) programami. Wczesnym popołudniem zaś, zaraz jak tylko
przyjechał Yuta wraz ze swoją żoną, urządziliśmy barbecue. Obok dobrze mi znanych potraw (jak np. karkóweczka czy wieprzowinka w cienkich plastrach), miałem również przyjemność posmakować mięsa z ośmiornicy (dobre, choć bardzo słone i lekko gumowate) oraz krewetki (pychota!). Objadłem się chyba po wsze czasy ;) No ale w końcu nastał czas rozstania. Teoretycznie miałem wrócić do akademika pociągiem, ale z tego względu że Yuta mieszkał niedaleko uniwersytetu, to zostałem podwieziony pod same drzwi (za co im oczywiście niezmiernie dziękuję).Reasumując - ten weekend chyba będę najmilej wspominał z całego pobytu w Japonii. Głównie dzięki wspaniałej rodzinie, która miała mnie przyjemność gościć.
Napisał Unknown at 21:10 1 komentarzy
piątek, 6 lipca 2007
Tydzień kultury
Wtorkowe popołudnie upłynęło pod znakiem kabuki - czyli tradycyjnego teatru japońskiego. Mieliśmy przyjemność uczestniczyć w programie, który wprowadza uczniów szkół japońskich jak i gaijinów w świat kabuki. Tu mała uwaga - oprócz nas była jeszcze spora grupa uczniów z japońskich szkół podstawowych i gimnazjów. Stoimy sobie grzecznie w pobliżu wejścia do teatru i nagle dobiegają nas podekscytowane głosy. Patrzymy, a koło nas nastąpiło spore zamieszanie. Okazało się, że to Koreanki postanowiły zrobić sobie zdjęcie z uczniakami. Przez chwilę obserwujemy to małe przedstawienie, po czym wraz z Jamesem i Bradenem dochodzimy do wniosku, że my lepiej nie będziemy odstawiali takich akcji, bo jeszcze wywołamy zamieszki ;PPierwsze pół godziny przedstawienia to pokazanie przez jednego z aktorów na czym polega kabuki, pokazaniu każdego elementu sceny i przedstawienie symboliki. Niestety, żadnych zdjęć nie udało mi się zrobić, gdyż ochrona bardzo dobrze pilnowała ;P Po 20 minutowej przerwie, podczas której zbudowano imponującą scenografię na obrotowej scenie (dom, ogród oraz fragment wybrzeża rzeki), nadszedł czas na sztukę. Opowiadała ona o miłosnym trójkącie pomiędzy córką właściciela lombardu, pracownika lombardu oraz dziewczyny z rodzimej wioski tego pracownika. Mówiąc szczerze jakoś wybitnie nie przypadła mi ta sztuka do gustu (specyficzna narracja jak i dialogi - aktorzy prawie jakby śpiewali), ale nie uważam ten czas za stracony. Przynajmniej osobiście doświadczyłem kabuki ;)

Czwartek zaś to wycieczka do skansenu. Jak się okazało, leży ona praktycznie w sąsiedztwie mojego uniwerku. Przekraczając główną bramę wchodzi się do zupełnie innej Japonii... W mgnieniu oka wkracza się do XVIII wiecznej wioski japońskiej. Panuje tu cisza i spokój. Nie słychać żadnych samochodów, ani pociągów. Po prostu magiczna kraina. Narobiłem mnóstwo zdjęć (część z nich do obejrzenia jest w albumie), ale nadal czuję niedosyt. Planuję się wybrać tam jeszcze w któryś weekend nawet na cały dzień, aby móc wszystko na spokojnie zobaczyć i porobić jeszcze więcej zdjęć ;) Choć mimo wszystko fotki nie oddają magii tego miejsca. A szkoda... Po skansenie zaś udaliśmy się do muzeum-galerii japońskiego artysty awangardowego Taro Okamoto. Muszę przyznać, że kilka jego rzeźb i obrazów zaciekawiło mnie ;)
To tyle jeżeli chodzi o ten tydzień. Przede mną jeszcze weekend, który spędzę u rodziny japońskiej. Mam nadzieję, że go przeżyję ;P A w poniedziałek - wycieczka do Muzeum Ghibli!
P.S. W albumie pojawiły się nowe zdjęcia.
Napisał Unknown at 15:01 2 komentarzy
niedziela, 1 lipca 2007
sobota, 30 czerwca 2007
Lekcja kaligrafii i nocny wypad
kaligrafii. Po raz pierwszy miałem przyjemność uczestniczyć w takich zajęciach. I mówiąc krótko - było fajnie ;) Na początku kanji wychodziło mi dość koślawe, gdyż wcześniej nigdy nie trzymałem pędzla do kaligrafii. A takim pędzlem maluje się zupełnie inaczej. Przede wszystkim trzeba go trzymać prostopadle do kartki. Trochę trudno jest się przestawić na taki styl malowania, ale po jakimś czasie człowiek się przestawia i co raz lepiej wychodzi malowanie. Podczas godzinnych zajęć namalowałem chyba ze 20 znaków. Pod
koniec sensei powiedziała, by wybrać jedno najlepsze kanji i dać jej. Jak się później dowiedziałem dostaniemy je później z powrotem w oprawionej formie. Dodatkowo zatrzymałem dla siebie trzy inne kartki, na których namalowałem chyba najładniejsze znaki. Na zdjęciach możecie popodziwiać te małe dzieła sztuki ;P Dla tego kto zgadnie co dany znak znaczy przewidziana jest nagroda ;)
piwku (w akademiku niestety nie można tego zrobić - przynajmniej oficjalnie ;P ). Po drodze spotkaliśmy jego znajome (Niemki), które przyłączyły się do nas. Rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim co związane jest z Japonią - o tym co nam się tu podoba, a co nie (jednoznacznie stwierdziliśmy, że tutejsi zniewieściali mężczyźni są be! ;P ). I tak zleciały nam 3 godziny... Kiedy już praktycznie zbieraliśmy się do domu podeszło do nas ze czterech lekko podchmielonych Japończyków. W Polsce takie spotkanie niekoniecznie mogłoby się skończyć w miły sposób. Tu zaś jest zupełnie inaczej. Zaczęli z nami
rozmawiać - pytali się czy jesteśmy z USA, jak tu nam się podoba, itp. Oczywiście nie obyło się bez pomylenia Polski z Holandią (Polska to po japońsku Porando, co brzmi prawie
jak Horando czyli Holandia) ;) W końcu zaproponowali nam byśmy się do nich przyłączyli i wypili japoński gin. Grzecznie odmówiliśmy i udaliśmy się w stronę domu. Co się rzuca w oczy podczas takiego nocnego spaceru? Cisza i spokój. I to poczucie bezpieczeństwa. Rozmawiałem o tym z Marcelem, który potwierdził że rzeczywiście Japonia jest bezpiecznym krajem. Jeżeli spotka się po drodze grupę podchmielonych Japończyków nie ma co się ich obawiać - są wtedy bardziej otwarci i chętni na rozmowę z gaijinem. Agresja jest im wręcz obca. I to mi się w tym kraju podoba ;)Napisał Unknown at 14:46 4 komentarzy
czwartek, 28 czerwca 2007
To już tydzień...
Dzisiejsze zajęcia były dość hmmm... stresujące. A konkretniej ostatnia część. Otóż mieliśmy przed kilkoma japońskimi studentami dokonać prezentacji własnej osoby i odpowiadać na ich pytania. Nie powiem - troszkę się stresowałem, ale myślę że dobrze mi poszło ;) Po zajęciach zaś miałem spotkanie w związku z weekendowym pobytem u rodziny japońskiej. Mam ogromne szczęście, gdyż trafiłem do rodzinki, która spędziła kilka lat w Warszawie (!) i ponoć mówią nawet trochę po polsku ;) Co więcej - starszy syn pracuje na uniwersytecie gdzie mam zajęcia i miałem już okazję się z nim spotkać i chwilkę porozmawiać. Jedyny minus to odległość jaką będę musiał pokonać - dwie godziny jazdy pociągiem (na szczęście tylko z jedną przesiadką ;) ). No ale to dopiero w przyszły weekend. W ten zaś mam zamiar wybrać się do Harajuku. Oby tylko prognozy się sprawdziły i nie padało...
Popołudnie zaś należało do aktywnych, gdyż poszedłem grać w kręgle ze studentami z uniwerku i resztą gaijińskiego towarzystwa. Zostałem przydzielony do dwóch Japonek i
Koreanki. Heh, ja to mam szczęście ;P Dziewczynom jakoś nie szło najlepiej (nigdy wcześniej nie grały), więc nic dziwnego że wygrałem ;) Na początku miałem niezłego farta - prawie cały czas zbijałem wszystkie kręgle za pierwszym razem. Druga runda już do tak szczęśliwych nie zaliczała się. A to wszystko chyba przez to, że otwór na kciuka był za mały i zaczął mnie boleć (pomimo iż używałem największej z dostępnych kul czyli 12). Po zakończeniu rozgrywek Japonki zaproponowały mi, dwóm Koreankom i Amerykance zrobienie sobie zdjęcia w tzw. purikuri. Jest to taki automat do robienia zdjęć na kolorowych tłach, które później można je upiększyć różnego rodzaju grafikami i efektami specjalnymi. Śmieszne to, nie ma co ;) Po wydrukowaniu każdy z nas dostał po zestawie czterech fotek. I tak praktycznie mój dzień się zakończył. Przede mną jeszcze tylko szybka powtórka słówek na jutro i idę spać. Tak więc dobranoc wszystkim.Napisał Unknown at 20:30 3 komentarzy
środa, 27 czerwca 2007
O zajęciach słów kilka...
Zajęcia prowadzone są praktycznie tylko w języku japońskim. Zdarzyło się może z raz czy dwa, że jakieś słówko zostało przetłumaczone na angielski, jednak cały czas wszyscy starają się mówić tylko po japońsku. Co uważam oczywiście za duży plus. Nadmienię może tylko, że jestem jedynym facetem w grupie - przeciwko sobie mam 6 Koreanek ;) One mają nieco łatwiej - jak któraś czegoś nie wie, to jej koleżanka podpowiada jej po koreańsku. Ja niestety takiego komfortu nie mam. Ale może to i dobrze? No i żeby nie było - mimo, iż zajęcia są prowadzone na luzie, a czas bardzo szybko na nich leci, to jakoś lekko nie mam. Codziennie quiz ze słówek i dyktando, co drugi-trzeci dzień test z gramatyki i bodajże raz na tydzień test z kanji. Tak więc wakacji to ja tu nie mam i trochę nad książkami muszę posiedzieć. No ale w końcu po to tu przyjechałem, nie? ;)
byłem, same restauracje zajmowały trzy piętra, a dział z elektroniką aż pięć. Tak więc sporo jest tam do przejścia i pooglądania. Ja sam ograniczyłem się tylko do sklepu z elektroniką ;) Rozglądałem się za elektronicznym słownikiem. To takie małe urządzonko z ciekłokrystalicznym wyświetlaczem, dzięki któremu w ciągu sekundy mogę poznać znaczenie każdego słowa z jego zapisem w kanji. Do tego jest lżejsze i poręczniejsze od normalnego słownika. I ma większą pojemność niż przeciętny słownik książkowy. Muszę się tylko rozejrzeć za jakąś promocją, by za dużo na niego nie wydać ;PPowoli chyba zanika już pora deszczowa. Jak wskazują prognozy pogody na najbliższe dni czekają mnie słońce i wysokie temperatury. Tylko w piątek ma padać. Może to i dobrze że nadchodzą słoneczne dni, bo tutejsze opady są bardzo denerwujące - zamiast solidniej popadać tak raz a dobrze, to siąpi przez cały dzień. Do tego wysoka wilgotność solidnie daje się we znaki... No nic, zobaczymy jak to będzie.
Napisał Unknown at 20:43 1 komentarzy
poniedziałek, 25 czerwca 2007
ホタルの里 (Hotaru no ri)
Napisał Unknown at 23:31 2 komentarzy
Początek programu JLCP
chcę się uczyć języka, co mi się podoba w Japonii, itp. Wyniki będę znał jutro rano przed samymi zajęciami. Po teście mieliśmy czas na lunch. Po drodze odwiedziłem pobliską świątynie shintoistyczną. Wraz z Pierrem udaliśmy się na małe zakupy - to on miał dziś przygotować posiłek. I muszę przyznać - bardzo smacznie mu to wyszło (wołowina z ryżem, tofu, porem i shirataki). Niestety mam zdjęcie z przygotowywania lunchu, gdyż chwilę później siadły mi baterie...
Później odbyło się spotkanie z kadrę akademicką, która nas przywitała. Następnie miała miejsce mała imprezka powitalna na terenie kampusu. Wtedy to miałem okazję wykazać się swoją znajomością języka japońskiego, gdyż rozmawiałem z kilkoma Japończykami (głównie Japonkami ;) ). I muszę przyznać, że nawet dobrze mi szło ;) W pewnym momencie podeszła do mnie starsza pani. Rozmowę zaczęła od pytania czy to ja jestem tym studentem z Uniwersytetu Warszawskiego. Kiedy usłyszała pozytywną odpowiedź przedstawiła się (była z kadry akademickiej) i wręczyła mi swoją wizytówkę (moja pierwsza japońska wizytówka ;P ). Potem padły z jej strony standardowe pytania, na które skrzętnie odpowiadałem. Potem pochwaliła się, że była jakiś czas temu w Polsce i zwiedziła Warszawę, Kraków, Wieliczkę i Bytom. Po zakończeniu imprezki przenieśliśmy się do naszego akademika, gdzie nastąpił ciąg dalszy integracji ze studentami uniwerku. Oczywiście alkoholu nie przewidziano ;P Ogólnie rzecz biorąc - miły dzień spędzony dość aktywnie (pod względem językowym ;) ). A od jutra zaczynam zajęcia. Ciekawe jakie one będą...

Napisał Unknown at 19:59 1 komentarzy
niedziela, 24 czerwca 2007
Leniwa niedziela
Pragnę podziękować za wszystkie komentarze jakie od Was dostałem. Miło jest wiedzieć, że ktoś czyta te wypociny i do tego się podobają ;) Będę starał się Was nie zawieść i w miarę regularnie pisać oraz umieszczać fotki i filmiki. Nie wiem czy zwróciliście uwagę, ale po lewej stronie znalazły się linki do albumu ze zdjęciami w PicasaWeb oraz kanału YouTube. O ile na YT będzie to samo co na blogu, o tyle w albumie znajdziecie o wiele więcej fotek niż tutaj. Tak więc zapraszam do częstych odwiedzin.
Napisał Unknown at 13:05 4 komentarzy
sobota, 23 czerwca 2007
Sobota pełna wrażeń

Napisał Unknown at 22:51 0 komentarzy
Podróż i pierwsze wrażenia
Jednym z ciekawszych zjawisk podczas lotu był praktycznie brak nocy, gdyż między zachodem a wschodem słońca upłynęło ok. godziny. Pomimo iż lot trwał z Wiednia do Tokyo nieco ponad 11 godzin, to nawet na chwilę nie zmrużyłem oka. Może to przez hałas, a może przez emocje... Ostatecznie znalazłem się na lotnisku Narita. Tam dość szybko i sprawnie załatwiłem wszystkie formalności i odebrałem bagaż (na szczęście dotarł w jednym kawałku ;) ). Jak najszybciej chciałem zdobyć przejściówkę do gniazdek, dlatego też przed ruszeniem w dalszą drogę udałem się do małego lotniskowego centrum handlowego. Tam w sklepie z elektroniką zakupiłem co trzeba. Wróciłem na parter i zakupiłem bilet na autobus do Shinjuku. Podróż trwała z jakieś półtorej godziny. Wtedy też miałem największy kryzys, gdyż strasznie chciało mi się spać. Jednak z obawy by nie przegapić swojego przystanku nie dawałem się. W końcu dotarłem na miejsce. Przede mną (jak mi się wtedy wydawało) było najgorsze - zakup biletu przez automat. Najpierw jednak musiałem znaleźć wejście na odpowiednią stację. Trochę te poszukiwania trwały, ale w końcu dzięki pomocy pana obsługującego przystanek trafiłem tam gdzie chciałem. Jak się okazało, zakup biletu był bardzo prosty. Najpierw trzeba było sprawdzić na tablicy ile kosztuje dojazd na daną stację, a potem wybrać odpowiednią sumę w automacie. Na dodatek można przełączyć na wersję angielską, więc było jeszcze prościej. Ledwo co wszedłem na peron, a już przyjechał mój pociąg. I tu kolejna niespodzianka - zapowiedzi następnego przystanku są również po angielsku. Ach, Japończycy potrafią gaijinom ułatwiać życie ;) Niestety w między czasie dość znacznie się rozpadało, a czekało mnie jeszcze przejście na pieszo z moją wielką walichą do akademika. No ale co tam. Z mapką w ręku, na którą co jakiś czas spoglądałem, dotarłem ostatecznie na miejsce. Najgorsze było tylko to, że byłem cały mokry - od deszczu, jak i od potu. Po powitaniu zaprowadzili mnie do pokoju. Chwilę po tym
oprowadzono mnie po budynku i wytłumaczono gdzie co jest. Jak tylko wróciłem z powrotem do pokoju to się rozpakowałem i wziąłem prysznic - od razu poczułem się lepiej. Korzystając z netu skontaktowałem się z moim Słońcem i rodzicami. Bardzo się ucieszyli, że doleciałem cały i zdrowy i że nie miałem po drodze żadnych problemów. Następne kilka godzin było dość ciężkich, gdyż walczyłem z sennością (wszyscy mi odradzali od razu iść spać, gdyż trudniej mi byłoby przystosować do nowej strefy czasowej). Ale na ratunek przybył Marcel - jeden z moich współlokatorów, który oprowadził mnie po okolicy i zabrał do małej knajpki, gdzie zjadłem naprawdę pożywny posiłek. Ogólnie to fajna sprawa jest z większością takich knajpek. Najpierw trzeba wybrać z automatu co się chce - są zdjęcia, więc od razu wiadomo co się zamawia. Potem z kwitkiem, który wyskoczy z automatu siada się na ladzie i wręcza się go pani obsługującej lokal. Kilka chwil później gorący posiłek zostaje postawiony przed tobą i można śmiało wcinać. Ceny są dość przystępne - przeważnie oscylują w okolicach 300-450 jenów (co daje 8-12 zł).Dobrym patentem są też maszyny z napojami. Dosyć, że można sobie wybrać jeden z 10 czy nawet 15 napojów, to na dodatek ustawione są dość blisko siebie (nawet co 50 m). Tak więc jak ktoś jest ba
rdzo spragniony, a nie ma nic pod ręką do picia, to wystarczy wyskoczyć za najbliższy róg by taką maszynkę znaleźć. A uwierzcie mi - jest tu tak gorąco, że człowiekowi co chwilę chce się pić. Nie zdziwię się, jak stracę majątek na napoje ;PPokój w którym mieszkam jest zrobiony na wzór japoński. Zaraz po wejściu trzeba zdjąć buty/kapcie i można już pomykać na bosaka. Oprócz tego cztery biurka, cztery szafy i cztery łóżka - a raczej dwa łóżka piętrowe. Oprócz mnie i Marcela (który pochodzi z Katalonii) mieszka ze mną Amerykanin i Koreańczyk. Ciekawa sprawa jest z łóżkami, gdyż nie są one w stylu europejskim. Otóż wnętrze wyłożone jest tatami, na którym leży futon (czyli materac) oraz kołderka i poduszka wypełniona grochem. Zastanawiałem się jak będzie mi się na niej spało, ale muszę przyznać że nie potrzebnie się o to martwiłem. Jak tylko się położyłem to od razu praktycznie zasnąłem. Obudziłem się dopiero o czwartej nad ranem. Miałem problem z ponownym zaśnięciem (zapewne z powodu duchoty, jaka panowała w pokoju - następnym razem nie wyłączymy klimatyzacji na noc), ale w końcu to mi się udało. Wolałem sobie jeszcze trochę pospać, gdyż sobota zapowiadała się dość ciekawym i zarazem męczącym dniem...
Napisał Unknown at 20:45 0 komentarzy
piątek, 22 czerwca 2007
Dotarłem!
No i znalazłem się w Japonii... Nadal chyba nie mogę w to uwierzyć, że tu trafiłem. Nawet, jeżeli otaczają mnie wokół Japończycy, słyszę tylko japoński i widzę tylko kanji ;) Ale jest dobrze. Pomimo braku snu od 24 godzin (w samolocie nawet nie zmrużyłem oka), to czuję się dobrze i praktycznie bez problemu trafiłem do akademika. I muszę przyznać, że faktycznie poruszanie się po Japonii komunikacją miejską jest bardzo łatwe i przyjemne. Więcej szczegółów odnośnie mojej podróży wkrótce - muszę tylko odespać podróż.Napisał Unknown at 14:15 0 komentarzy
środa, 13 czerwca 2007
A gdzie ja tak w ogóle jadę?

Napisał Unknown at 23:49 3 komentarzy
czwartek, 31 maja 2007
Jeszcze 3 tygodnie...
Napisał Unknown at 01:21 3 komentarzy
piątek, 27 kwietnia 2007
Jak to się wszystko zaczęło...
Napisał Unknown at 03:45 1 komentarzy
wtorek, 24 kwietnia 2007
Prolog
Napisał Unknown at 15:53 0 komentarzy


