poniedziałek, 23 lipca 2007

Wycieczka na Enoshimę i do Kamakury

Sobota minęła mi pod znakiem zwiedzania wyspy Enoshimy oraz Kamakury. Dzięki tej całodniowej wycieczce mogłem wreszcie zapomnieć, że jestem na intensywnym kursie języka japońskiego i poczuć się jak rasowy turysta ;)
Tym razem zostaliśmy wszyscy podzieleni na mniejsze grupki - kilku gaijinów plus kilku Japończyków. Dzięki temu mieliśmy większą swobodę w tym co chcielibyśmy zobaczyć. Ja trafiłem do grupy wraz z dwiema Amerykankami, dwoma Japończykami oraz dwiema Japonkami. O ile Japonki były jakieś takie lekko nieśmiałe, o tyle Japończycy z miłą chęcią z nami rozmawiali. Głównie po angielsku, bo chcieli doskonalić swoją znajomość języka ;)
Kiedy w końcu dotarliśmy do stacji Enoshima zaczęło się wielkie zwiedzanie. Nareszcie dane mi było zobaczyć ocean ;) Sama wysepka, mimo iż dość mała, posiada wiele wspaniałych budowli - począwszy od czerwonych bram tori, poprzez świątynie i posągi, a kończąc na latarni morskiej, z której rozpościera się wspaniały widok na okolicę. I gdyby nie to, że dzień był pochmurny, to dane mi byłoby zobaczyć najsłynniejszą górę Japonii - górę Fuji. Niestety, po raz kolejny musiałem obejść się smakiem. Ciekawe czy dane mi będzie ją zobaczyć jeszcze przed wylotem... Mimo, iż było pochmurno, to temperatura była dość wysoka, co przy równie wysokiej wilgotności bardzo szybko daje się we znaki. W szczególności, kiedy ma się na swojej drodze do pokonania setki (jeżeli nie tysiące ;P ) stopni. No ale w końcu udało nam się obejść całą wysepkę. Trochę czasu nam to zajęło, ale dla samych widoków naprawdę warto było to zrobić. Tu mała uwaga - wyspę tę zamieszkują w dużych ilościach trzy gatunki zwierząt: jastrzębie, koty oraz cykady. O ile jastrzębie można było tylko pooglądać (z dołu lub z góry - w zależności gdzie się człowiek w danej chwili znajdował), o tyle koty stanowiły nie lada atrakcję turystyczną. Wręcz tylko czekały, aż ktoś do nich podejdzie i je pogłaszcze lub podrapie za uszkiem. A jakie przy tym są urocze... ;) Jeżeli zaś chodzi o cykady... Cóż, dość irytujący owad. W szczególności jeżeli wchodzi się w jakiś zagajnik, gdzie akurat postanowiły sobie urządzić mały koncercik. Czasami hałas był nie do wytrzymania. Kiedy udało nam się ostatecznie wszystko zobaczyć na wyspie postanowiliśmy troszkę odpocząć i posilić się przed dalszym zwiedzaniem. Nie wiedzieć czemu - nasi Japończycy byli zaskoczeni, kiedy to do zupy ramen postanowiłem sobie wziąć piwko. No ale co ja na to poradzę, że to było akurat jedyny napój na jaki miałem wtedy ochotę? ;P

Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę. Następny przystanek - posąg Buddy w Hase. Trzeba przyznać, że posąg ów robi wrażenie. A jeszcze większe wywiera na człowieku, kiedy się wejdzie do jego wnętrza. Oczywiście za taką przyjemność trzeba było dodatkowo dopłacić kilka jenów, ale na szczęście nie była to jakaś duża suma ;) Po chwili kontemplacji ruszyliśmy dalej. W między czasie postanowiliśmy zjeść sobie lody. Ja miałem ochotę zaszaleć i wziąć sobie dwie gałki. Niestety, chyba nie do końca dogadałem się ze sprzedawcą, gdyż... dostałem każdą gałkę w osobnym rożku ;P Musiałem ciekawie wyglądać idąc przez miasto i jedząc dwa lody na raz ;)
W końcu dotarliśmy do Kamakury. Jednak z tego względu, że byliśmy już bardzo zmęczeni, postanowiliśmy odwiedzić tylko jedną świątynie - Tsurugaoka Hachimangu. I po raz kolejny mogliśmy napawać oczy wspaniałymi budowlami japońskimi. Szkoda tylko, że było pochmurno, bo zapewne byłoby tam jeszcze piękniej gdyby świeciło słońce. Ale i tak nie mieliśmy co narzekać - przynajmniej nie padało (a od samego rana zapowiadało się na to). Kiedy obeszliśmy cały kompleks udaliśmy się na stację by wrócić do akademika. Cała nasza grupa była maksymalnie zmęczona. Japończykom zdarzyło się nawet przysnąć w pociągu (jak to mają zwykle w zwyczaju ;) ). Ostatecznie w okolicach godziny 20:00 przekroczyliśmy próg naszego miejsca zamieszkania. Jeszcze tylko rozmowa z Ukochaną, szybki prysznic i upragnione łóżko. O tym jak bardzo byłem zmęczony niech świadczy fakt, że spałem ponad 11 godzin ;)


P.S. Więcej zdjęć z sobotniej wyprawy znajdziecie w albumie.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

To co, mogę liczyć na prezent w postaci kota z Japonii? Wrzuć go do walizki i zrób prezencik Ukochanej ;)