środa, 14 listopada 2007
czwartek, 9 sierpnia 2007
Kilka słów na koniec
Na zakończenie mojego pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni postanowiłem podzielić się z Wami swoimi przemyśleniami dotyczące tego niezwykłego kraju.
Mówiąc szczerze, poznałem Japonię taką jaką sobie właśnie wyobrażałem. Nie musiałem weryfikować żadnych swoich poglądów. Co więcej - w wielu kwestiach tylko utwierdziłem się w swoich przekonaniach. Czy poznałem japońską kulturę dogłębnie? Byłoby głupstwem udzielenie pozytywnej odpowiedzi. Co najwyżej jej zasmakowałem. I do tego tylko tak powierzchownie. Nie da się jej dokładniej poznać w przeciągu siedmiu tygodni - do tego potrzeba lat (jeżeli nie całego swojego życia ;P ). Jedno jest pewne - mieszkańcy Wysp Japońskich nie tylko różnią się wyglądem, ale także sposobem życia, mentalnością, wyznawanym wartościom i milionem innych drobiazgów, których na początku się nie dostrzega. Czy chciałbym tu jeszcze kiedyś przyjechać? Oczywiście - i to nie raz, a kilka razy. Jest jeszcze tyle miejsc, które chciałbym tu zobaczyć. A czy chciałbym tu zamieszkać na stałe? Nie. Zbyt duża różnica kulturowa nie pozwoliłaby mi tu spokojnie żyć.
Na zakończenie postanowiłem sporządzić krótką listę tego, czego będzie mi brakowało w Polsce oraz tego za czym nie będę tęsknił ;)
Mówiąc szczerze, poznałem Japonię taką jaką sobie właśnie wyobrażałem. Nie musiałem weryfikować żadnych swoich poglądów. Co więcej - w wielu kwestiach tylko utwierdziłem się w swoich przekonaniach. Czy poznałem japońską kulturę dogłębnie? Byłoby głupstwem udzielenie pozytywnej odpowiedzi. Co najwyżej jej zasmakowałem. I do tego tylko tak powierzchownie. Nie da się jej dokładniej poznać w przeciągu siedmiu tygodni - do tego potrzeba lat (jeżeli nie całego swojego życia ;P ). Jedno jest pewne - mieszkańcy Wysp Japońskich nie tylko różnią się wyglądem, ale także sposobem życia, mentalnością, wyznawanym wartościom i milionem innych drobiazgów, których na początku się nie dostrzega. Czy chciałbym tu jeszcze kiedyś przyjechać? Oczywiście - i to nie raz, a kilka razy. Jest jeszcze tyle miejsc, które chciałbym tu zobaczyć. A czy chciałbym tu zamieszkać na stałe? Nie. Zbyt duża różnica kulturowa nie pozwoliłaby mi tu spokojnie żyć.
Na zakończenie postanowiłem sporządzić krótką listę tego, czego będzie mi brakowało w Polsce oraz tego za czym nie będę tęsknił ;)
Będę tęsknił za:
- punktualnością transportu publicznego;
- uprzejmością wszystkich ludzi;
- poczuciem bezpieczeństwa idąc ulicą o 3 nad ranem;
- smakiem japońskich napojów (tu nawet pepsi czy coca-cola ma inny smak ;) );
- obecnością klimatyzacji w każdym pomieszczeniu, kiedy na zewnątrz jest ukrop;
- wszystkimi ludźmi, których poznałem na tym kursie.
Nie będę tęsknił za:
- porą deszczową i dużą wilgotnością;
- brakiem normalnego pieczywa;
- cykadami;
- wczesnym wstawaniem na zajęcia;
- sporą ilością nauki ;P
Napisał Unknown at 11:56 3 komentarzy
środa, 8 sierpnia 2007
Ostatnie godziny w Nipponie
No cóż, mój pobyt w Kraju Kwitnącej Wiśni zbliża się do końca. W piątek rano wsiadam do samolotu, który po 12 godzinach lotu wyląduje w Wiedniu, gdzie będzie już na mnie czekał kolejny samolot do Warszawy. W końcu będzie dane spotkać się z moimi najbliższymi. Szczerze mówiąc to już nie mogę się doczekać ;)
Wczorajszy wieczór upłynął pod znakiem pożegnalnej imprezki. Wraz z całą ekipą z USA oraz japońskimi rezydentami udaliśmy się do jednej z okolicznych knajpek, gdzie za kwotę 2,500 jenów od łebka przez dwie godziny mogliśmy pić i jeść tyle ile tylko daliśmy radę ;) Tak więc czas zleciał nam na wspólnych pogawędkach, żartach i wygłupach. Mówiąc krótko - było bardzo fajnie. Szkoda tylko, że już nie powtórzą się takie imprezy... Po powrocie siedzieliśmy jeszcze przez kilka godzin w akademiku i rozmawialiśmy o różnych sprawach.
Dzisiejszy dzień zaś to ostatnie zajęcia, na których sprawdzaliśmy nasze wczorajsze końcowe testy (nie poszedł mi tak źle ;) ), odsypianie nieprzespanej nocy oraz wieczorny wypad do sushidajni, gdzie talerzyki z potrawami ściąga się z ruchomej taśmy. Oprócz samego sushi można było zjeść zarówno świeże owoce (ananas i melon) jak i pyszne ciasta (głównie sernik i ciasto czekoladowe). Po nieco ponad godzinie wszyscy wyszli maksymalnie najedzeni. Ja zjadłem w sumie 10 potraw. O dziwo - wszystkie, co do jednej, bardzo mi smakowały ;)
Wczorajszy wieczór upłynął pod znakiem pożegnalnej imprezki. Wraz z całą ekipą z USA oraz japońskimi rezydentami udaliśmy się do jednej z okolicznych knajpek, gdzie za kwotę 2,500 jenów od łebka przez dwie godziny mogliśmy pić i jeść tyle ile tylko daliśmy radę ;) Tak więc czas zleciał nam na wspólnych pogawędkach, żartach i wygłupach. Mówiąc krótko - było bardzo fajnie. Szkoda tylko, że już nie powtórzą się takie imprezy... Po powrocie siedzieliśmy jeszcze przez kilka godzin w akademiku i rozmawialiśmy o różnych sprawach.
Dzisiejszy dzień zaś to ostatnie zajęcia, na których sprawdzaliśmy nasze wczorajsze końcowe testy (nie poszedł mi tak źle ;) ), odsypianie nieprzespanej nocy oraz wieczorny wypad do sushidajni, gdzie talerzyki z potrawami ściąga się z ruchomej taśmy. Oprócz samego sushi można było zjeść zarówno świeże owoce (ananas i melon) jak i pyszne ciasta (głównie sernik i ciasto czekoladowe). Po nieco ponad godzinie wszyscy wyszli maksymalnie najedzeni. Ja zjadłem w sumie 10 potraw. O dziwo - wszystkie, co do jednej, bardzo mi smakowały ;)
Napisał Unknown at 19:54 0 komentarzy
środa, 1 sierpnia 2007
Dwie ostatnie wycieczki
Wybaczcie brak nowych notek, ale mój pobyt powoli zbliża się ku końcowi, przez co przygotowania do końcowej prezentacji jak i egzaminu (które są warunkiem ukończenia tego kursu) idą pełną parą i nie mam zbytnio czasu na pisanie. No ale dziś mam taką możliwość ;)
W zeszłą środę udaliśmy się większą grupą (coś kolo 25 osób) na wycieczkę do browaru Suntory. Oczywiście do samych hal fabrycznych nas nie wpuszczono ;P Zamiast tego miła pani w błękitnym mundurku oprowadzała nas po pokazowym budynku, gdzie mogliśmy zapoznać się procesem produkcji piwa (film) oraz obejrzeć urządzenia, w których się je wytwarza. Pomimo iż pani przewodniczka szczebiotała po japońsku mniej więcej rozumiałem co do mnie mówi ;) Co ciekawe, w jej wypowiedziach bardzo często padała nazwa ich najnowszego piwa, które ponoć jest najlepsze jakie dotychczas mieli okazję sprzedawać. Jak widać - reklamę wcisną wszędzie ;P Na szczęście nie musieliśmy wierzyć pani na słowo, gdyż na koniec wycieczki zaproszono nas na degustację piwa. I to chyba była najlepsza część tej wycieczki - darmowe piwko bez ograniczeń ;) Szkoda tylko, że nie rozdawali tego w puszkach - załapałbym się wtedy na więcej ;P
W poniedziałek zaś udaliśmy się do straży pożarnej. Tak jak i przy pierwszej wycieczce - trafiliśmy na pokazowe piętro. Tym razem oprowadzał nas strażak ;) Zwiedzanie zaczęło się od pokazania filmu w 3D, o tym jak w roku 200X w Tokio uderza spore trzęsienie ziemi. Oczywiście film miał wybitnie edukacyjny cel - pokazano jak należy się zachowywać podczas takiego kataklizmu i jakich błędów nie można popełniać. Pomimo iż film był jakoś z początku lat '80 to oglądało się go przyjemnie - głównie za sprawą wspomnianego już trójwymiaru ;) Po seansie przyszła kolej na przejście szkolenia z poprawnego używania gaśnicy. Mieliśmy nawet możliwość użycia prawdziwych gaśnic by zgasić wirtualny ogień. Następnym punktem programu była wizyta w symulatorze trzęsienia ziemi. Każdy z nas mógł doświadczyć jakie to jest uczucie podczas dużego trzęsienia.
Ostatnim punktem programu było wyjście z zadymionego korytarza. Mówiąc krótko - ta wycieczka była naprawdę wspaniałą zabawą.
W zeszłą środę udaliśmy się większą grupą (coś kolo 25 osób) na wycieczkę do browaru Suntory. Oczywiście do samych hal fabrycznych nas nie wpuszczono ;P Zamiast tego miła pani w błękitnym mundurku oprowadzała nas po pokazowym budynku, gdzie mogliśmy zapoznać się procesem produkcji piwa (film) oraz obejrzeć urządzenia, w których się je wytwarza. Pomimo iż pani przewodniczka szczebiotała po japońsku mniej więcej rozumiałem co do mnie mówi ;) Co ciekawe, w jej wypowiedziach bardzo często padała nazwa ich najnowszego piwa, które ponoć jest najlepsze jakie dotychczas mieli okazję sprzedawać. Jak widać - reklamę wcisną wszędzie ;P Na szczęście nie musieliśmy wierzyć pani na słowo, gdyż na koniec wycieczki zaproszono nas na degustację piwa. I to chyba była najlepsza część tej wycieczki - darmowe piwko bez ograniczeń ;) Szkoda tylko, że nie rozdawali tego w puszkach - załapałbym się wtedy na więcej ;P
W poniedziałek zaś udaliśmy się do straży pożarnej. Tak jak i przy pierwszej wycieczce - trafiliśmy na pokazowe piętro. Tym razem oprowadzał nas strażak ;) Zwiedzanie zaczęło się od pokazania filmu w 3D, o tym jak w roku 200X w Tokio uderza spore trzęsienie ziemi. Oczywiście film miał wybitnie edukacyjny cel - pokazano jak należy się zachowywać podczas takiego kataklizmu i jakich błędów nie można popełniać. Pomimo iż film był jakoś z początku lat '80 to oglądało się go przyjemnie - głównie za sprawą wspomnianego już trójwymiaru ;) Po seansie przyszła kolej na przejście szkolenia z poprawnego używania gaśnicy. Mieliśmy nawet możliwość użycia prawdziwych gaśnic by zgasić wirtualny ogień. Następnym punktem programu była wizyta w symulatorze trzęsienia ziemi. Każdy z nas mógł doświadczyć jakie to jest uczucie podczas dużego trzęsienia.
Ostatnim punktem programu było wyjście z zadymionego korytarza. Mówiąc krótko - ta wycieczka była naprawdę wspaniałą zabawą.
Napisał Unknown at 15:40 2 komentarzy
niedziela, 29 lipca 2007
poniedziałek, 23 lipca 2007
Wycieczka na Enoshimę i do Kamakury
Sobota minęła mi pod znakiem zwiedzania wyspy Enoshimy oraz Kamakury. Dzięki tej całodniowej wycieczce mogłem wreszcie zapomnieć, że jestem na intensywnym kursie języka japońskiego i poczuć się jak rasowy turysta ;)
Tym razem zostaliśmy wszyscy podzieleni na mniejsze grupki - kilku gaijinów plus kilku Japończyków. Dzięki temu mieliśmy większą swobodę w tym co chcielibyśmy zobaczyć. Ja trafiłem do grupy wraz z dwiema Amerykankami, dwoma Japończykami oraz dwiema Japonkami. O ile Japonki były jakieś takie lekko nieśmiałe, o tyle Japończycy z miłą chęcią z nami rozmawiali. Głównie po angielsku, bo chcieli doskonalić swoją znajomość języka ;)
Kiedy w końcu dotarliśmy do stacji Enoshima zaczęło się wielkie zwiedzanie. Nareszcie dane mi było zobaczyć ocean ;) Sama wysepka, mimo iż dość mała, posiada wiele wspaniałych budowli - począwszy od czerwonych bram tori, poprzez świątynie i posągi, a kończąc na latarni morskiej, z której rozpościera się wspaniały widok na okolicę. I gdyby nie to, że dzień był pochmurny, to dane mi byłoby zobaczyć najsłynniejszą górę Japonii - górę Fuji. Niestety, po raz kolejny musiałem obejść się smakiem. Ciekawe czy dane mi będzie ją zobaczyć jeszcze przed wylotem... Mimo, iż było pochmurno, to temperatura była dość wysoka, co przy równie wysokiej wilgotności bardzo szybko daje się we znaki. W szczególności, kiedy ma się na swojej drodze do pokonania setki (jeżeli nie tysiące ;P ) stopni. No ale w końcu udało nam się obejść całą wysepkę. Trochę czasu nam to zajęło, ale dla samych widoków naprawdę warto było to zrobić. Tu mała uwaga - wyspę tę zamieszkują w dużych ilościach trzy gatunki zwierząt: jastrzębie, koty oraz cykady. O ile jastrzębie można było tylko pooglądać (z dołu lub z góry - w zależności gdzie się człowiek w danej chwili znajdował), o tyle koty stanowiły nie lada atrakcję turystyczną. Wręcz tylko czekały, aż ktoś do nich podejdzie i je pogłaszcze lub podrapie za uszkiem. A jakie przy tym są urocze... ;) Jeżeli zaś chodzi o cykady... Cóż, dość irytujący owad. W szczególności jeżeli wchodzi się w jakiś zagajnik, gdzie akurat postanowiły sobie urządzić mały koncercik. Czasami hałas był nie do wytrzymania. Kiedy udało nam się ostatecznie wszystko zobaczyć na wyspie postanowiliśmy troszkę odpocząć i posilić się przed dalszym zwiedzaniem. Nie wiedzieć czemu - nasi Japończycy byli zaskoczeni, kiedy to do zupy ramen postanowiłem sobie wziąć piwko. No ale co ja na to poradzę, że to było akurat jedyny napój na jaki miałem wtedy ochotę? ;P
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę. Następny przystanek - posąg Buddy w Hase. Trzeba przyznać, że posąg ów robi wrażenie. A jeszcze większe wywiera na człowieku, kiedy się wejdzie do jego wnętrza. Oczywiście za taką przyjemność trzeba było dodatkowo dopłacić kilka jenów, ale na szczęście nie była to jakaś duża suma ;) Po chwili kontemplacji ruszyliśmy dalej. W między czasie postanowiliśmy zjeść sobie lody. Ja miałem ochotę zaszaleć i wziąć sobie dwie gałki. Niestety, chyba nie do końca dogadałem się ze sprzedawcą, gdyż... dostałem każdą gałkę w osobnym rożku ;P Musiałem ciekawie wyglądać idąc przez miasto i jedząc dwa lody na raz ;)
W końcu dotarliśmy do Kamakury. Jednak z tego względu, że byliśmy już bardzo zmęczeni, postanowiliśmy odwiedzić tylko jedną świątynie - Tsurugaoka Hachimangu. I po raz kolejny mogliśmy napawać oczy wspaniałymi budowlami japońskimi. Szkoda tylko, że było pochmurno, bo zapewne byłoby tam jeszcze piękniej gdyby świeciło słońce. Ale i tak nie mieliśmy co narzekać - przynajmniej nie padało (a od samego rana zapowiadało się na to). Kiedy obeszliśmy cały kompleks udaliśmy się na stację by wrócić do akademika. Cała nasza grupa była maksymalnie zmęczona. Japończykom zdarzyło się nawet przysnąć w pociągu (jak to mają zwykle w zwyczaju ;) ). Ostatecznie w okolicach godziny 20:00 przekroczyliśmy próg naszego miejsca zamieszkania. Jeszcze tylko rozmowa z Ukochaną, szybki prysznic i upragnione łóżko. O tym jak bardzo byłem zmęczony niech świadczy fakt, że spałem ponad 11 godzin ;)
P.S. Więcej zdjęć z sobotniej wyprawy znajdziecie w albumie.
Kiedy w końcu dotarliśmy do stacji Enoshima zaczęło się wielkie zwiedzanie. Nareszcie dane mi było zobaczyć ocean ;) Sama wysepka, mimo iż dość mała, posiada wiele wspaniałych budowli - począwszy od czerwonych bram tori, poprzez świątynie i posągi, a kończąc na latarni morskiej, z której rozpościera się wspaniały widok na okolicę. I gdyby nie to, że dzień był pochmurny, to dane mi byłoby zobaczyć najsłynniejszą górę Japonii - górę Fuji. Niestety, po raz kolejny musiałem obejść się smakiem. Ciekawe czy dane mi będzie ją zobaczyć jeszcze przed wylotem... Mimo, iż było pochmurno, to temperatura była dość wysoka, co przy równie wysokiej wilgotności bardzo szybko daje się we znaki. W szczególności, kiedy ma się na swojej drodze do pokonania setki (jeżeli nie tysiące ;P ) stopni. No ale w końcu udało nam się obejść całą wysepkę. Trochę czasu nam to zajęło, ale dla samych widoków naprawdę warto było to zrobić. Tu mała uwaga - wyspę tę zamieszkują w dużych ilościach trzy gatunki zwierząt: jastrzębie, koty oraz cykady. O ile jastrzębie można było tylko pooglądać (z dołu lub z góry - w zależności gdzie się człowiek w danej chwili znajdował), o tyle koty stanowiły nie lada atrakcję turystyczną. Wręcz tylko czekały, aż ktoś do nich podejdzie i je pogłaszcze lub podrapie za uszkiem. A jakie przy tym są urocze... ;) Jeżeli zaś chodzi o cykady... Cóż, dość irytujący owad. W szczególności jeżeli wchodzi się w jakiś zagajnik, gdzie akurat postanowiły sobie urządzić mały koncercik. Czasami hałas był nie do wytrzymania. Kiedy udało nam się ostatecznie wszystko zobaczyć na wyspie postanowiliśmy troszkę odpocząć i posilić się przed dalszym zwiedzaniem. Nie wiedzieć czemu - nasi Japończycy byli zaskoczeni, kiedy to do zupy ramen postanowiłem sobie wziąć piwko. No ale co ja na to poradzę, że to było akurat jedyny napój na jaki miałem wtedy ochotę? ;P
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę. Następny przystanek - posąg Buddy w Hase. Trzeba przyznać, że posąg ów robi wrażenie. A jeszcze większe wywiera na człowieku, kiedy się wejdzie do jego wnętrza. Oczywiście za taką przyjemność trzeba było dodatkowo dopłacić kilka jenów, ale na szczęście nie była to jakaś duża suma ;) Po chwili kontemplacji ruszyliśmy dalej. W między czasie postanowiliśmy zjeść sobie lody. Ja miałem ochotę zaszaleć i wziąć sobie dwie gałki. Niestety, chyba nie do końca dogadałem się ze sprzedawcą, gdyż... dostałem każdą gałkę w osobnym rożku ;P Musiałem ciekawie wyglądać idąc przez miasto i jedząc dwa lody na raz ;)
W końcu dotarliśmy do Kamakury. Jednak z tego względu, że byliśmy już bardzo zmęczeni, postanowiliśmy odwiedzić tylko jedną świątynie - Tsurugaoka Hachimangu. I po raz kolejny mogliśmy napawać oczy wspaniałymi budowlami japońskimi. Szkoda tylko, że było pochmurno, bo zapewne byłoby tam jeszcze piękniej gdyby świeciło słońce. Ale i tak nie mieliśmy co narzekać - przynajmniej nie padało (a od samego rana zapowiadało się na to). Kiedy obeszliśmy cały kompleks udaliśmy się na stację by wrócić do akademika. Cała nasza grupa była maksymalnie zmęczona. Japończykom zdarzyło się nawet przysnąć w pociągu (jak to mają zwykle w zwyczaju ;) ). Ostatecznie w okolicach godziny 20:00 przekroczyliśmy próg naszego miejsca zamieszkania. Jeszcze tylko rozmowa z Ukochaną, szybki prysznic i upragnione łóżko. O tym jak bardzo byłem zmęczony niech świadczy fakt, że spałem ponad 11 godzin ;)
P.S. Więcej zdjęć z sobotniej wyprawy znajdziecie w albumie.
Napisał Unknown at 15:06 1 komentarzy
wtorek, 17 lipca 2007
W telegraficznym skrócie
Ostatnie dwa żywioły, które zaatakowały Japonię - tj. tajfun i podwójne trzęsienie ziemi, jakoś ominęły okolicę w której mieszkam. Tzn. tajfun przeszedł bokiem - jedyne objawy to solidne opady deszczu w sobotę. Niedziela jak i poniedziałek były w miarę spokojne. Co do trzęsienia ziemi - cóż, ja tam nic nie czułem. Może dlatego, że podczas pierwszych wstrząsów smacznie sobie spałem, zaś drugie widać były słabo odczuwalne.
Z innej beczki - mam to parszywe szczęście, że się tu rozchorowałem. Miałem dzisiaj wizytę u japońskiego lekarza, który orzekł że to tylko lekkie przeziębienie. Wręczył mi garść białych tabletek i kazał wypoczywać oraz nigdzie nie wychodzić. Tak więc przynajmniej jeden dzień zajęć mam z głowy. Mam tylko nadzieję, że szybko wrócę do zdrowia, bo podczas choroby zawsze kiepsko się czuję...
Z innej beczki - mam to parszywe szczęście, że się tu rozchorowałem. Miałem dzisiaj wizytę u japońskiego lekarza, który orzekł że to tylko lekkie przeziębienie. Wręczył mi garść białych tabletek i kazał wypoczywać oraz nigdzie nie wychodzić. Tak więc przynajmniej jeden dzień zajęć mam z głowy. Mam tylko nadzieję, że szybko wrócę do zdrowia, bo podczas choroby zawsze kiepsko się czuję...
Napisał Unknown at 20:32 2 komentarzy
Subskrybuj:
Posty (Atom)